Gwatemala produkuje znakomitą kawę, jedną z lepszych na Świecie. Jak na ironię kawa serwowana w tamtejszych lokalach przypomina raczej popłuczyny fusów. Powód? Kawa wysokogatunkowa to towar eksportowy, niedostępny dla zwykłego zjadacza fasoli.
Antigua Guatemala, dawniej stolica Ameryki Środkowej (dokładniej kolonii hiszpańskich w Ameryce Środkowej)dziś małe, klimatyczne miasteczko otoczone wulkanami. Roi się tu od zabytków, sklepików, hotelików i restauracji, coś na wzór Kazimierza Dolnego n/Wisłą. W przytulnej restauracji przy "sklepie kolonialnym" spotkaliśmy Toma, urzekającego gadułę, Amerykanina prowadzącego lokal od ponad 10 lat. Okazało się, że miasteczko zostało niemal "skolonizowane" przez Amerykanów. Ta amerykańska komercja ma duży wpływ na życie codzienne mieszkańców oraz lokalną kuchnię.
W menu znalazłam polędwicę wołową pieczoną w łagodnym sosie z kawy i burbona. Niewątpliwie nie jest to narodowa potrawa Gwatemali, ale ciekawe i zaskakujące zestawienie smaków i konsystencji zainspirowało mnie do przygotowania własnej wersji tego dania. Eksperymentując z polskimi produktami dodałam razowy kwas chlebowy i gorzką czekoladę. Spróbujcie sami, afrodyzjaki, czekolada i chili i to, co tygrysy lubią najbardziej… :)